Strona główna Sanktuarium Jan Paweł II w Mogile Pielgrzymka Ojca Świętego do Mogiły we wspomnieniach
Pielgrzymka Ojca Świętego do Mogiły we wspomnieniach
W Opactwie Mogilskim zapanowała radość, gdy w lutym 1979 roku o. Opat Bogumił Salwiński oznajmił decyzję Ojca Świętego Jana Pawła II o jego przybyciu do Mogiły dnia 9 czerwca. Z miejsca rozpoczęły się przygotowania. Mnie powierzono oprawę liturgiczno-wokalną. Ze znalezieniem ochotników i ochotniczek nie miałem trudności. Kameralny zespół instrumentalny już istniał i pracował pod kierownictwem p. mgr. Zbyszka Sobeńki. Należało jeszcze skompletować scholę śpiewaczą, ale i z tym nie było trudności. Na początku maja grupa wokalna rozpoczęła próby 2-3 razy w tygodniu w liczbie prawie 150. uczestniczek. Trzon scholi stanowiły dziewczęta – oazowiczki starsze i młodsze, ale wiele innych dziewcząt i nauczycielek dołączyło ze swoimi dobrymi głosami. Ponadto chętnie przyjęli zaproszenie do recytacji odpowiednich tekstów religijno-patriotycznych p. Maria Przybylska i p. Marek Chodorowski, aktorzy krakowscy. Pod koniec maja przygotowania dobiegały końca. Najdłużej trwała budowa gigantycznego ołtarza na północnej ścianie bazyliki.
2 czerwca przed południem, w pełnym słońcu pracowaliśmy na wysokości ołtarza polowego, gdy około godziny 10.30 z południa, nad Krakowem w kierunku Warszawy przeleciał samolot „Alitalia” z Papieżem na pokładzie. Zostawiliśmy wszystko i pobiegliśmy przed telewizor na „salę gotycką”. Wszyscy mnisi wraz z o. Opatem Bogumiłem Salwińskim z zapartym tchem i podniesionym sercem obserwowali kołujący samolot na Okęciu. Wreszcie Papież wyszedł i stanął na schodach rozwierając ramiona na przywitanie swojego Narodu. A potem Papież-Polak ucałował polską ziemię… I zaczęło się.
 
A my wróciliśmy do pracy. Ze scholą przygotowaliśmy 105 pieśni – to wcale nie za dużo, bo przewidywaliśmy pięciogodzinny program w dniu pobytu Papieża w Mogile. Miała być tylko liturgia słowa o Krzyżu i homilia Ojca Świętego. On sam jednak w końcu zadecydował, że będzie Msza św., o której odprawienie sam Papież poprosił ks. Biskupa Jerzego Ablewicza. Najpierw jednak była Warszawa i Msza św. na Placu Zwycięstwa (dziś Plac Piłsudskiego) i słynne biblijne, a zarazem prorocze dla Polski słowa: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi! A potem były: Gniezno, Częstochowa, Nowy Targ, Kalwaria Zebrzydowska, Oświęcim i Kraków, a więc Wawel, Skałka i wreszcie – 9 czerwca – Mogiła. Piszę o tych dniach najpierw, bo one nas przygotowały jeszcze bardziej na spotkanie mogilskie.
 
9 czerwca o godz. 8.00 odbyła się ostatnia próba scholi dla przetarcia wiązadeł głosowych i wyjście na podium przed ołtarz polowy w ogrodzie klasztornym. Każdy z grupy muzycznej i wokalnej miał specjalny bilet, na podstawie którego miał mieć szybką specjalną pomoc ze strony służb porządkowych w przemieszczaniu się w rejon klasztoru i ogrodu. W ogrodzie już od poprzedniego dnia i w sam dzień pielgrzymki papieskiej koczowało wielu wiernych, w większości młodych ludzi. W południe tego pamiętnego dnia, w ogrodzie, na ulicy Klasztornej, Ptaszyckiego i w okolicy stadionu „Hutnika” przebywało około 200 tysięcy wiernych. Przy mikrofonie głównego speakera spędziłem prawie 5 godzin, zapowiadając treść „punktów” liturgicznych. Dwa dni wcześniej miałem obustronną ropną anginę. Po zdwojonej dawce antybiotyku, nad ranem 9 czerwca pękły mi te „ropniaki” na migdałach i od godz. 9.00 mogłem przez pięć godzin zapowiadać, intonować i dyrygować „śpiewającym ogrodem”.
 
Około 12.00 nad Nową Hutą ukazały się cztery helikoptery. Z ostatniego helikoptera, na zielonej płycie stadionu „Hutnika” za murem klasztornym, wysiadł Jan Paweł II. Przejazd papamobile z Najwspanialszym Pielgrzymem do Krzyża trwał blisko pół godziny. Przed bramą klasztoru Ojca Świętego powitał o. Opat Bogumił. Potem w asyście o. Opata i ks. Prałata Stanisława Dziwisza, osobistego sekretarza papieskiego, nastąpił objazd dróżkami w ogrodzie wśród ogromnej rzeszy wiernych. Na powitanie, gdy już umilkła burza okrzyków, zaśpiewaliśmy starożytną antyfonę: Tu es Petrus, którą na tę okazję przystosowałem w języku polskim do melodii gregoriańskiej. A potem z wszystkich gardeł wydobył się śpiew: Oto jest dzień. Ojciec Święty zaczyna wychodzić na podium, zatrzymując się co chwilę i pozdrawiając wszystkich. Najdłużej zatrzymał się przy scholi, nachylił się nad nią i zaczął palcem „punktować” kierunki, w których zauważał znajome twarze. Przed Mszą świętą Papież kilka razy sięgał do kieszeni i połykał wydobyte z pudełeczka pastylki na wzmocnienie głosu i gardła, bo od tygodnia po tylu przemówieniach na wolnym powietrzu znacznie ochrypł.
 
Wstęp do Mszy św. rozpoczął Ojciec Święty śpiewem Chwała na wysokości Bogu, ale nie mógł zacząć sam w swojej chrypce, a celebrans, ks. Biskup Jerzy Ablewicz, nie wiedział, czy ma zaczynać, więc niewiele się namyślając zaintonowałem „hymn anielski”, w ten sposób „wyręczając” Papieża. Jeśli dobrze pamiętam, to uśmiechnął się tylko w moim kierunku na tę „sztuczkę”. Czytania biblijne były o Krzyżu Świętym. Psalm został zaśpiewany przez lektora Piotra Trynkę na melodię wziętą aż od duszpasterstwa akademickiego z Łodzi. Zapomniałem wspomnieć, że do programu dołączył zespół wokalno-muzyczny duszpasterstwa akademickiego „Kominek”, prowadzonego przez o. Pawła Mynarza.
 
Homilię Ojca Świętego chyba wszyscy przeżyli bardzo głęboko – Papież wprost „wyjmował” wszystkim z serc to, co naprawdę czuli. Chociaż homilia trwała blisko godzinę, nikt tego upływającego czasu nie zauważał – ciągłe przerywanie jej oklaskami świadczyło, jak bardzo trafiał do serc w Nowej Hucie. Uroczystość w ogrodzie skończyła się po godz. 14.00. Ojciec Święty udał się do bazyliki przed cudowny wizerunek Chrystusa Ukrzyżowanego, a następnie na salę św. Bernarda, gdzie spotkał się przedstawicielami krakowskich zakonów, żyjących według Reguły św. Benedykta. Następnie udał się na krótki „oddech” do pokoju gościnnego, a potem na obiad do refektarza klasztornego. Około godziny 15.00 nastąpiło pożegnanie przed klasztorem. I odjechał do centrum Krakowa.
 
Na koniec zwierzę się z jednej przygody, którą miałem w tym dniu. Sprytnie i chytrze zaplanowałem „spontaniczne” spotkanie scholi i muzyków z Ojcem Świętym. Po zejściu z podium w ogrodzie, najkrótszą drogą przejdziemy na krużganki klasztorne, gdzie Papież będzie przechodził i tam się z nim spotkamy. Najpierw omówię sprawę z kolegą ze studiów, z ks. Stanisławem Dziwiszem, a on już wszystko potrafi. Tymczasem on mi zniknął z pola widzenia. W czasie Mszy św. od homilii papieskiej nie mogłem go nigdzie dostrzec. Skąd mogłem wiedzieć, że poszedł do pokoju o. Cypriana Świerczyńskiego, aby nieco odespać nieprzespaną noc, a ja nie mogłem się rozpytywać, bo cały czas byłem przy mikrofonie i pilnowałem programu. Gdy weszliśmy na krużganki, ks. Arcybiskup Paul Marcinkus, odpowiedzialny za bezpieczeństwo Papieża, przepędził nas z naszych ojczystych krużganków. Podobnie dostało się też i studentom, którzy wkroczyli ze swym opiekunem o. Pawłem i z dużym transparentem. O całej tej sprawie dowiedział się Ojciec Święty i w efekcie otrzymałem jego osobisty odręczny list z Castel Gandolfo, który dziś przechowuję jak relikwię.
 
o. Norbert Paciora OCist